Nieposłuszeństwo w obronie prawa
To, co stało się na Węgrzech, było wynikiem bądź akceptacji, bądź braku protestu społeczeństwa przy wyraźnym braku sprzeciwu elit. Ucząc się na tej przegranej bitwie o demokrację, warto wyciągnąć wnioski, zanim będzie za późno – piszą prawnicy.
Czernienie papieru zawsze wymaga uzasadnienia. Pomni trafnego spostrzeżenia Michela de Montaigne'a, że oswojenie usypia jasność sądu, uważamy, że zanim naruszanie konstytucyjnych norm uznamy za zasadę, powinniśmy się zastanowić, jak w takich sytuacjach postępowały zagrożone społeczeństwa, by ich sąd nie poddał się mrokowi.
Co mogą wykluczeni
W demokratycznym państwie prawa monteskiuszowski model przewiduje, że trzy władze wzajemnie się kontrolują, interweniując, gdy któraś z nich przekroczy granice swojego imperium. Ta konstrukcja może nie spełnić swojej roli gwarancyjnej, gdy owa trójwładza wywodzi się z jednego obozu politycznego. W takiej sytuacji z pozoru demokratyczne działania forują jedną grupę interesu. Co wtedy z wykluczonymi? Jakimi instrumentami mogą się posłużyć dla obrony swoich praw gwarantowanych przez konstytucję?
Najprostsze wydaje się przekonywanie, przy wykorzystaniu modelu argumentacyjnego, że rozwiązania naruszające prawa wykluczanych są nielegalne. Nie działa to jednak, gdy taki głos przestaje być słuchany, a nowe prawo likwiduje rzeczywiste gwarancje demokracji, w tym prawo do protestu. Działanie takiej władzy może doprowadzić do sytuacji, gdy normy prawa stanowionego zachowują jedynie demokratyczną fasadę, w istocie gwarantując dyktat ośrodkowi władzy. Sytuację taką można zaakceptować kosztem zdrady własnych wartości...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta