Co dalej z fotoradarami?
Urządzenia rejestrujące wykroczenia drogowe nie mogą służyć jedynie do fotografowania tablic rejestracyjnych pojazdów i wyciskania z kierowców pieniędzy – pisze sędzia.
Andrzej Skowron
Kiedy kilka miesięcy temu broniłem uprawnień straży gminnych (miejskich) do występowania w charakterze oskarżyciela publicznego w sprawach o wykroczenia z art. 96 § 3 kodeksu wykroczeń (,,Straż miejska przed Sądem Najwyższym", „Rzeczpospolita" z 24 września 2014 r.), nawet przez myśl mi nie przeszło, że już wkrótce straci ona prawo do ścigania sprawców wykroczeń ujawnianych z użyciem przenośnych albo zainstalowanych w pojeździe urządzeń rejestrujących, określanych potocznie fotoradarami. Decyzja ustawodawcy została przyjęta z dużym zadowoleniem, nie tylko w mediach, w których od dłuższego czasu krytykowano pewne metody walki z kierowcami łamiącymi limity prędkości. Czy to jednak oznacza, że znikną wszelkie problemy związane z korzystaniem z tego rodzaju urządzeń?
Zanim odpowiem na to pytanie, nie od rzeczy będzie przypomnieć, że ustawodawca postanowił pozbawić straże gminne (miejskie) prawa do używania tego rodzaju urządzeń, m.in. dlatego, że wpływy z mandatów, zamiast trafiać do kas samorządów, zasilały utworzony w 2013 r. Krajowy Fundusz Drogowy. Oczywiście powodem była także potrzeba likwidacji patologii (zwrot zaczerpnięty z uzasadnienia projektu ustawy) w postępowaniu organów prowadzących czynności wyjaśniające. Argumentowano, że fotoradary służą jako ,,maszynka do robienia pieniędzy". Uzasadnienie mówi wreszcie, że żadne statystyki...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta