Asystentura w TK – prestiżowy epizod prawniczy
Patologiczny, rozwlekły, popadający w wielokrotne powtórzenia i obciążony zbędnymi informacjami styl orzeczeń TK dałoby się zlikwidować z dnia na dzień. Gdyby tylko orzeczenia pisali sędziowie, a nie ich asystenci – nie ma wątpliwości profesor.
Okoliczności zawodowe zmusiły mnie niedawno do przeczytania pewnego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Zmusiły, bo wyrok z uzasadnieniem liczy – bagatela! – 170 stron tekstu. Czyli tyle mniej więcej co średnich rozmiarów monografia naukowa. Czy przy tak poważnym obciążeniu obowiązkami sędziowskimi i akademickimi sędziowie Trybunału Konstytucyjnego naprawdę mają czas na seryjne produkowanie uzasadnień idących w setki stron i bijących rozmiarami niektóre monografie prawnicze? Rzecz jasna – nie. Nadmierna i ciągle wzrastająca objętość orzeczeń sądu konstytucyjnego jest jednym z efektów ubocznych niepokojącego zjawiska: wzrastającego znaczenia roli odgrywanej w TK przez prawniczy aparat usługowy, przede wszystkim zaś asystentów sędziów. Funkcja prawnika asystenta dziś wymaga pilnych zmian.
Idę o zakład, że asystentozę (czyli patologiczne zjawisko rozwlekłego, popadającego w wielokrotne powtórzenia i obciążonego balastem zbędnych informacji prawnych stylu motywacyjnego orzeczeń TK) dałoby się zlikwidować z dnia na dzień. Średnia długość motywów judykatów spadłaby mniej więcej cztero–pięciokrotnie. Rozwiązanie jest proste. Wystarczyłoby obarczyć samych sędziów obowiązkiem pisania uzasadnień. Gdyby musiały wyjść spod pióra sędziego sprawozdawcy, to ich objętość zmalałaby natychmiast. Pewnie wprost proporcjonalnie do czasu, który sędzia musiałby poświęcić...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta