Misje straceńców
żywa broń | Japońscy kamikadze to najbardziej spektakularny przykład wojskowych akcji samobójczych, ale koncepcje żywych torped znane były też w innych armiach, w tym polskiej. Krzysztof Jóźwiak
Największa bitwa morska w historii dobiegała końca. Po trzech dniach zmagań floty japońskiej i amerykańskiej u wybrzeży Filipin szala zwycięstwa zdecydowanie przechyliła się na stronę tych drugich. 25 października 1944 r. zdesperowani Japończycy zdecydowali się więc na użycie broni, jakiej świat dotychczas nie widział. Na grupę lotniskowców eskortowych admirała Thomasa L. Sprague'a, kierujących się do zatoki Leyte, gdzie doszło do decydującego starcia, uderzył boski wiatr – kamikadze. Amerykańskie załogi lotniskowców „Sangamon", „Suwannee", „Santee" i „Petrof Bay", zmagając się z koszmarnym upałem i wilgotnością, zajęte były przyjmowaniem i uzbrajaniem samolotów powracających z porannych misji, kiedy nagle z pobliskiej chmury w stronę „Santee" zanurkował samotny japoński myśliwiec Mitsubishi A6M Rei-Sen, popularnie zwany Zero, siekąc wściekle po pokładzie okrętu z broni maszynowej. Takie brawurowe ataki już się uprzednio zdarzały, jednak zaskakujące dla wszystkich było to, że pilot nie podciągnął w ostatniej chwili swojej maszyny, ale uderzył z maksymalną prędkością w pokład startowy, wybijając w nim dziurę i eksplodując wraz z niesioną bombą w jednym z hangarów, w którym zgromadzono 500-kilogramowe bomby. W wyniku ataku zginęło 16 marynarzy, a 27 zostało rannych. Kiedy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta