Opera atakuje orgią barw
Dwie głośne premiery tegorocznego festiwalu i dwie świetne role Polaków – Piotra Beczały i Tomasza Koniecznego.
Relacja z Salzburga
Wszystkie recenzje z „Fausta" zaczynają się od Piotra Beczały, analizują jego kreację od pierwszego wyśpiewanego słowa „rien", wyświetlonego też na scenie w formie jaskrawego, kabaretowego neonu. Bo już tym „nic" Polak przykuwa uwagę, od razu oddając sytuację Fausta, który nie osiągnął niczego, a chciałby mieć wiele.
Im dalej, tym ciekawiej. Jego głos jest pełen blasku, w słynnej arii o domku Małgorzaty wysokie „c", które wielu tenorów wykrzykuje lub markuje półfalsetem, śpiewa naturalnie, ten dźwięk żyje. I jednocześnie w całym ujęciu postaci nie ma nic z popisu, Piotr Beczała dopracował Fausta w każdym szczególe. Pozwala mu to zachować wiarygodność, niezależnie od tego, co wokół niego dzieje się na scenie.
Kłopoty reżysera
Jest to ważne, gdyż salzburski „Faust" Charlesa Gounoda od strony teatralnej rozczarowuje. Reżyserowi Reinhardowi von der Thannenowi krytycy zarzucają wtórność. I słusznie, bo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta