Nie marudził, tylko wstawał o piątej rano
Finał gry podwójnej Wimbledonu trwał blisko pięć godzin. Równie mozolna była też droga 35-letniego tenisisty z Bolesławca do największego zwycięstwa w karierze.
Na finał Kubot nie musiał zrywać się z łóżka bladym świtem. Mecz rozpoczynał się o 17. Mógł więc wstać o normalnej porze i przystąpić do najważniejszego spotkania w trwającej ponad ćwierć wieku karierze. Nie zawsze cieszył się takim komfortem – żeby dojść na szczyt, zmagał się z przeciwnościami, które innych by zniechęciły, ale tego skromnego chłopaka z Bolesławca zahartowały.
Kiedy dziś tłumaczy, jak nauczył się gry na trawie, zawsze z rozrzewnieniem wspomina treningi na parkiecie lubińskiej hali. Miejsca było tak mało, a nawierzchnia tak szybka, że returny musiał odgrywać bez zastanowienia. A return to jedno z kluczowych zagrań na trawie. Na klepce nauczył się też innych elementów agresywnej taktyki – woleja i serwisu. Zawsze podkreślał, że dzięki tym umiejętnościom stał się też dobrym deblistą.
Nie narzekał na warunki, tylko ćwiczył. Nie marudził, kiedy musiał wstawać o piątej rano, by jechać na zajęcia na szóstą, bo tylko wtedy sala była dostępna dla jego grupy. Raz podwieźli go rodzice, innym razem sam wsiadał na rower i ledwie rozbudzony dojeżdżał do hali. Czasami było zimno, ale nie zniechęciło go i to. Później, kiedy dostał ofertę z Wrocławia, dojeżdżał na treningi, korzystając z autobusu PKS.
Ta droga nauczyła go pokory, pracowitości i wytrwałości w dążeniu do celu. Jak zwykle w tenisie pomogli też rodzice, właściwe wybory oraz trochę szczęśliwy zbieg...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta