Nazywali mnie Janko Muzykant
Dyrygent opowiada Małgorzacie Piwowar o swoich związkach z filmem i nowych kompozycjach.
Rz: Rozmawiamy przy okazji dokumentu o panu „Koncert na dwoje", który w niedzielę zainagurował 58. Krakowski Festiwal Filmowy. Pańska przygoda z filmem ma długą historię...
Jerzy Maksymiuk: Tak, bo wiele lat temu chętnie angażowano mnie do pisania muzyki do filmów realizowanych na Chełmskiej. Polecił mnie tam mój przyjaciel Henryk Kuźniak, autor słynnej muzyki do „Vabanku". Spodobałem się. Lubił ze mną pracować Tadeusz Makarczyński, nobliwy ambasador Szwajcarii i filmowiec w jednej osobie, z którym przy filmach dokumentalnych pracowałem najwięcej. Najlepszą muzykę napisałem jednak do „Sanatorium pod klepsydrą" Wojciecha J. Hasa, może dlatego, że dał mi wolną rękę. Ale pewnego dnia podziękowałem za to zajęcie.
Dlaczego?
Przeszkadzały mi, skądinąd naturalne, ingerencje reżyserów. Pisanie ilustracyjne to jednak co innego niż pisanie utworów istniejących samodzielnie. Byłem młody, chciałem zaznaczyć swoją obecność w muzyce bardziej wyraźnie. Dużo zarabiałem – jako młody człowiek dorobiłem się białego bmw i motorówki. Tyle że nadal nic nie znaczyłem jako muzyk, prawie nikt nie wiedział o moim istnieniu. To zmieniło się dopiero wtedy, gdy zostałem dyrygentem i byłem co drugi dzień pokazywany w telewizji. Wtedy było wiele zachwytów.
Pracował pan dla tego zachwytu?...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta