Daremna śmierć gladiatora
W „Gladiatorze” Ridleya Scotta śmierć Maximusa nie jest daremna: zgładziwszy najpierw Kommodusa, bohater kona z nadzieją, że oto zapewnił Rzymowi spokój, ład i szansę na odrodzenie republiki. Aż żal, że ta budująca wizja przyszłości jest tylko fikcją.
Dominującą w głównym nurcie kinematografii amerykańskiej konwencję filmu historycznego wykreował jeszcze David W. Griffith, producent i reżyser monumentalnych dzieł z okresu kina niemego. Zrealizowany zgodnie z takim schematem film historyczny jest więc przede wszystkim wypełnionym wartką akcją widowiskiem wykorzystującym ikonografię i kostium z epoki, w którym realia historyczne traktuje się jednak instrumentalnie i z dużą swobodą, bo całość nie służy rekonstrukcji przeszłości, ale zapewnieniu widzom rozrywki i pożądanych emocji oraz sformułowaniu wyrazistego przesłania. Aby te cele osiągnąć, twórcy filmów opisywanych w popularnych kompendiach jako dramaty historyczne przedstawiają co najmniej uproszczoną i przykrojoną do założeń, a często zmitologizowaną wersję przeszłości opartą na klarownych przeciwieństwach dobra i zła. Z tego właśnie wyrasta napięcie dramatyczne, które rodzi niepokój widza, budzi gniew i empatię, a wreszcie w spektakularnym finale przynosi ukojenie i nadzieję. „Gladiator” Scotta godnie reprezentuje tę odmianę gatunku.
Czy taki był pierwotny zamysł, czy też przedsięwzięcie miało być merytorycznie ambitniejsze? I Ridley Scott, i autor oryginalnego scenariusza David Franzoni włożyli wiele wysiłku w to, aby ich obraz Imperium Romanum z końca II wieku naszej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta