Rosjanie polują na ratowników
Nasze wojsko nie jest nastawione na medycynę pola walki – mówi Damian Duda, ratownik bojowy służący w Ukrainie.
Ile osób pan uratował? Ile przy panu odeszło?
Gdy ewakuowaliśmy rannych z Sołedaru, pojawił się pomysł, aby malować krzyżyki na masce samochodu na znak każdej ewakuowanej osoby. Ale gdy naliczyliśmy tego dnia 50 osób, uznaliśmy, że to bez sensu. Musielibyśmy tymi krzyżykami pokryć cały samochód. Wtedy przestaliśmy liczyć.
Zdarza się, że jest kilkudziesięciu w ciągu dnia, innym razem jeden ciężko ranny, który zabiera nam dobę pracy lub co najmniej kilka godzin. Są też dni, gdy jest cisza i występuje delikatne rozluźnienie. Z grubsza jesteśmy w stanie oszacować, kiedy ta godzina zero przyjdzie, bo mamy informację o szykujących się operacjach ukraińskich, a także naciskających Rosjanach. Jednak bardzo często jest tak, że takie chwile przychodzą nagle.
Ile osób zmarło? To trudny rachunek. Dużo czasu zajęło mi uświadomienie sobie, że nie jesteśmy w stanie dotrzeć do wszystkich. Zdarza się, że odbieramy już zwłoki, albo na skutek obrażeń ranni umierają przed nadejściem pomocy. Na szczęście jest to zdecydowana mniejszość.
Jakie przypadki są najcięższe?
Dla nas, ratowników pola walki, najtrudniejsze są przypadki, gdy jest wymagana szybka interwencja chirurgiczna. Medyk pola walki nie leczy, ale zatrzymuje czas, naszym zadaniem jest tak wydłużyć życie poszkodowanego, aby trafił w ręce pełnego personelu medycznego. Część z nas to...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta