Co ma sędzia Szmydt do reformy sądownictwa
Ucieczka Tomasza Szmydta na Białoruś wywołała wzajemne przekrzykiwania się polityków: kto sędziego nominował, a kto go awansował? Kto go bardziej hołubił, a kto mniej? Innymi słowy, kto – jak się zwykło to ostatnio kolokwialnie określać – jest „ruską onucą”?
Wynik tej licytacji jest dla mnie jednoznaczny – dla każdego rozumnego człowieka oczywiste powinno być, że brak dostatecznej selekcji przy powołaniu na urząd sędziego jest jednak mniejszą winą, aniżeli opieranie na takiej osobie tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości i przyznawanie jej dodatkowych funkcji, co – dziwnym trafem – zbiega się ze zdarzeniami ochrzczonymi później tzw. aferą hejterską. W mojej ocenie nie ma to jednak (przynajmniej na poziomie poprzednio rządzących) nic wspólnego ze szpiegostwem, lecz raczej podwórkowym myśleniem, że naszych nie ruszamy.
Czarne owce
To przekonanie nie zwalnia jednak z odpowiedzialności tych, którzy przed 2015 r. nominację sędziowską przyznali. Dzisiaj sędziowie zżymają się na neosędziów, krytykując rozliczne osoby, które dzięki neo-KRS uzyskały awanse. Mi nie daje jednak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta