Lekcje religii w nowej formule
Dlaczego naukę o zdrowiu fizycznym uznajemy za ważną w szkole publicznej, a o zdrowiu moralnym już nie? – zastanawia się publicysta.
Temat nauczania religii w szkole sprowadzony został do sporu o liczbę godzin lekcyjnych. Panie kierujące Ministerstwem Edukacji nie ukrywają, że chętnie by nauczanie religii z publicznej szkoły wyrzuciły. Ponieważ jednak zapisy konkordatu na to nie pozwalają, z wyraźną przykrością godzą się na pozostawienie jednej godziny w tygodniu, przywracając jednocześnie na potrzeby katechezy dawno zapomniany system klas łączonych. Argumenty zgłaszane przez Episkopat (bo sprawa przedstawiana jest przez polityków i wielu dziennikarzy jako spór rządu z biskupami) pani minister Barbara Nowacka kwituje elegancko: to jest wycie o kasę.
Nie jest łatwo o dialog, gdy nawet użycie w rozmowie słowa „ksiądz” jest dla przedstawicielek rządu przeszkodą trudną do pokonania, ale jednak rozmawiać trzeba. I wcale nie tylko o wyższości jednej godziny nad dwoma godzinami (lub odwrotnie).
Zapowiedź rewolucji
Efekty nauczania religii w szkole trudno uznać za sukces – i to w każdym wymiarze, także gdy chodzi o elementarną wiedzę dotyczącą chrześcijaństwa. Przedmiot określany w planie lekcji jako „religia” nie jest jednak wyjątkiem. Absolwenci liceum niewiele wiedzą o historii; trudno też uwierzyć, że mają za sobą obowiązkowy przedmiot „wiedza o społeczeństwie”. A wiedza w zakresie nauk przyrodniczych?
Ministerstwo Edukacji zapowiada kolejną rewolucję: w szkole podstawowej zintegrowany...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
