Nie lubimy widzów obojętnie siedzących w ciemności
Nie lubimy widzów obojętnie siedzących w ciemności
Rz: Jest pan reżyserem filmowym i teatralnym. Ale wraz z żoną, Saskią Boddeke, uprawia pan reżyserię w wydaniu operowym. Czy jako artysta o niezwykłej wyobraźni plastycznej nie czuje się pan skrępowany tak mocno skonwencjonalizowaną formą?
PETER GREENAWAY: Nie uważam się za reżysera filmowego. Można powiedzieć, że poprowadziłem swą karierę w złym kierunku. Od wczesnych lat chciałem być malarzem. Malarstwo, które towarzyszy nam od dziesiątków tysięcy lat, jest najciekawszym i najbogatszym zjawiskiem ze wszystkich form sztuki. Ekscytację światem i jego problemy najlepiej wyrażać przez obrazy. Film ma zaś bardzo krótki staż, zaledwie 109 lat. To lokalna, wymierająca technologia. I kino umiera. Aby być malarzem w pełnym tego słowa znaczeniu, chcę się posługiwać wszystkimi dostępnymi technologiami. Przy filmach pracowałem z przedstawicielami najróżnorodniejszych zawodów - od architektów do tancerzy -...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta