Zagadka ocalenia
Z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie uratowało się trzy procent więźniów
Zagadka ocalenia
30 kwietnia 1940 r. na stację Gniezdowo dotarł transport oficerów z obozu w Kozielsku. Pułkownik NKWD, Stiepanow, wywołał spośród nich Stanisława Swianiewicza, oddzielił od pozostałych, umieścił w pustym wagonie i zaproponował herbatę. Po kolejne grupy oficerów co pół godziny przyjeżdżał mały autobus zzasmarowanymi wapnem szybami.
Swianiewicz zorientował się, że oficerów nie wiozą daleko. Autobus szybko wracał po kolejną partię osób. Jego samego czekała dłuższa podróż -- najpierw do Smoleńska, a potem do Moskwy. Był jedynym ocałałym spośród transportu przywiezionego tamtego dnia na stację Gniezdowo. I jednym z około czterystu, spośród blisko czternastu i pół tysiąca, więźniów Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska, którzy przeżyli.
Niewiele pisano -- jak dotychczas -- o tych, którzy uniknęli strzału w tył głowy i pochowania w dołach śmierci. Groza zbrodni, dążenie do rekonstrukcji wydarzeń, los zamordowanych usuwały kwestię ocalałych na margines badań historycznych. Ta sytuacja stwarzała zresztą pewien komfort dla historyków. Pozwalała uniknąć trudnego i kłopotliwego pytania: dlaczego i w jaki sposób uratowali życie?
Pytanie to jednak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta