Koniec zbiorowej psychozy
Dlaczego Jarosław Kaczyński, ten wirtuoz grania na ludzkich lękach, wieloletni dyrygent w orkiestrze polskich frustracji, nagle zgubił rytm i utracił zdolność zarażania Polaków swymi obsesjami? – pyta publicysta Wojciech Maziarski
Znamy takie sceny z filmów: zaczyna się od jednego osobnika, który wszczyna awanturę. Stopniowo dołączają do niego kolejni. Po chwili już cała zbiorowość oddziału pogrąża się w amoku. Atmosferę studzi dopiero sikawka w rękach strażników lub sanitariuszy, w zależności od tego, gdzie rozgrywa się akcja filmu.
W realnym świecie sikawkę zastępuje czasem urna wyborcza. Widać wyraźnie, że od dnia wyborów parlamentarnych polski amok polityczny stopniowo gaśnie. Przywódcy obozu IV RP tracą wyznawców, kolejne jednostki i grupy społeczne wyrywają się spod ich hipnotycznego wpływu.
Ucieczka od rozumu
Bodaj Wiktor Osiatyński jako pierwszy użył terminu „zbiorowa psychoza” dla opisania stanu ducha wielu Polaków w okresie rządów PiS. To celna diagnoza. Sięgnijmy po definicję słownikową: psychoza to stan umysłu, w którym doznaje się silnych zakłóceń w percepcji rzeczywistości. Osoba w stanie psychozy może doświadczać halucynacji, paranoidalnych urojeń i obsesji, nagłych zmian osobowości, a jej sposób myślenia ulega dezorganizacji. Cierpiący na psychozę zazwyczaj nie są świadomi tego, że widziany przez nich obraz świata jest zaburzony. Wydaje się im, że normalnie postrzegają rzeczywistość i normalnie w niej funkcjonują.
Ten opis dobrze pasuje do zadziwiającego fenomenu, jakim był w minionych dwóch latach wielki ruch polityczny...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta