Niedocenieni bohaterowie
Z Pawłem Wieczorkiewiczem rozmawiają Piotr Szymaniak i Maciej Miłosz Nawet męstwo warszawiaków ma swoje granice. Pod koniec Powstania Warszawskiego cywile czasem powstańców przeklinali.
Spójrzmy na Powstanie Warszawskie z perspektywy cywilów. Jest koniec lipca. Radziecka ofensywa jest już blisko. Czy wie to tylko dowództwo Armii Krajowej, czy mieszkańcy Warszawy również?
Paweł Wieczorkiewicz: To było widać i słychać. Zbliżanie się frontu dostrzegał każdy cywil. Przez miasto przejeżdżają rozbite niemieckie jednostki, tabory z rannymi, wszystkie jednostki przemieszane. Zresztą przy dobrej pogodzie huk dział słychać z odległości kilkudziesięciu kilometrów. Poza tym prawie wszyscy mieszkańcy stolicy słuchali Radia Londyn. Tam informacje podawane były na bieżąco. Ostatecznej ucieczki Niemców spodziewano się z dnia na dzień.
Czyli warszawiacy wręcz rwali się do walki.
Jasne. Choć trzeba pamiętać, że wtedy stolica była przystanią dla bardzo wielu osób, które uciekały przed frontem. Termin „warszawiacy“ jest więc umowny. Dla tych ludzi była to jakaś możliwość odpłacenia Niemcom za pięć lat poniewierki. Powiedzmy sobie jedną rzecz: okupacja w Warszawie wyglądała zupełnie inaczej niż np. w Krakowie czy Poznaniu. W Krakowie rzeczą normalną było, że ktoś w kawiarni siedział z niemieckim oficerem. W stolicy coś takiego było nie do pomyślenia. Terror był widoczny i odczuwalny na każdym kroku. To Warszawa była centrum walki zbrojnej Polaków.
...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta