Stocznie: to straszne słowo upadłość
Jeszcze we wrześniu Komisja Europejska wyda decyzję, czy akceptuje plan restrukturyzacji polskich stoczni. Trudno wyrokować o stanowisku Brukseli, ale trzeba być przygotowanym nawet na najgorszy scenariusz
Jeśli potwierdzą się obawy i decyzja będzie negatywna, polskie stocznie będą musiały zwrócić państwu pełną wartość pomocy publicznej udzielonej im przez ostanie cztery i pół roku, czyli od wejścia Polski do Unii. To oznacza prawdopodobnie upadłość sektora. Paradoksalnie jednak może się okazać, że jest to jedyna realna szansa na uratowanie stoczni.
W Polsce pojęcie upadłości kojarzy się z końcem życia firmy. Nic bardziej mylnego. W prawie polskim upadłość nie musi powodować zaprzestania produkcji, masowych zwolnień i zamknięcia zakładu. To prawda, że ten prawny instrument stosowany jest przede wszystkim w obronie interesów wierzycieli, np. dostawców towarów czy usług, by mogli odzyskać należne im pieniądze.
Upadłość ma jednak tę istotną zaletę, że pozwala na zbycie majątku bez obciążeń. Nabywca wraz z majątkiem przejmuje koncesje, zezwolenia, ulgi, które zostały wcześniej udzielone przedsiębiorstwu. Przejmuje też zwykle niszę rynkową i tzw. goodwill, czyli umiejętności i kwalifikacje pracowników oraz kadry zarządzającej, pozycję na rynku i reputację. Nie przejmuje natomiast zobowiązań i obciążeń majątku.
Dotyczy to także zobowiązań z tytułu zwrotu pomocy publicznej, o ile nabycie nastąpi z zachowaniem zasad rynkowych. Należy zatem przyjąć, że jeżeli nabywca majątku dokona tego w publicznym, otwartym i transparentnym przetargu, po cenie rynkowej, to nie stanie się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta