Tylko we Lwowie
Nic w tym mieście nie jest do końca tym, na co wygląda
Na początek weź sporo bałaku, tego specyficznego języka, za pomocą którego nie mówi się po polsku, lecz śpiewa, dodaj delikatny zapach zieleni po deszczu, prosto z parku Stryjskiego (no, w ostateczności wystarczą aromaty dawnego ogrodu Jezuickiego, naprzeciw uniwersytetu, lub te spadające na miasto z Wysokiego Zamku), półmrok katedry łacińskiej w samym centrum miasta i mimo wszystko spróbuj przy nim odczytać stare inskrypcje mówiące o kruchości życia i przemijaniu. Nie zapomnij o zmysłowym zapachu palących się świec u świętego Jura, chłód katedry ormiańskiej również może się przydać, zwłaszcza w upalny dzień, do tego szczypta gwaru, ale nie z jarmarku przy placu Halickim, lecz raczej z tego małego targowiska między polskim kościołem św. Antoniego a okazałą kamienicą przy Łyczakowskiej 55 wypożyczoną chyba prosto z Wiednia, w której w czasach młodości mieszkał Zbigniew Herbert, a otrzymasz delikatny szkic do portretu miasta niezwykłego, jedynego w swoim rodzaju, zupełnie odmiennego od innych.
Kiedy z przyczyn czysto literackich odwiedzałem dom Herberta na początku lat 90., było to miejsce kompletnie anonimowe. Kiedyś handlarz stojący na chodniku przed samym wejściem chciał mi koniecznie wcisnąć sapieżanki „tanio i prosto z Krymu”, choć na moje rozeznanie pochodziły najdalej z sadu spod Sambora lub jakiegoś innego Drohobycza czy Kałusza. Kupiłem owoce wyłącznie ze względu na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta