Muzycy, dla których jazz jest przygodą
Kubański kompozytor i trębacz opowiada “Rz” o swej muzyce oraz o tym, jak wyemigrował do USA. Jutro wystąpi w Warszawie na Jazz Jamboree. Wydarzeniem był także sobotni koncert 76-letniego Michela Legranda
Rz: Charakterystyczne dla pańskiej gry są bardzo wysokie dźwięki. Czy trudno je wydobyć z trąbki?
Arturo Sandoval: Niełatwo, długo ćwiczyłem, by brzmiały czysto. Trąbka to bardzo wymagający instrument, ale cudowny, jeśli wziąć pod uwagę jego możliwości solistyczne.
Zaczynał pan jednak od innych instrumentów.
Uczyłem się grać na instrumentach perkusyjnych, próbowałem też wielu innych, ale gdy wziąłem do ręki trąbkę, wiedziałem, że to jest moje przeznaczenie. Ale też ćwiczyłem bardzo intensywnie.
Szybko miał pan okazję zweryfikować swoje umiejętności?
Niemal w każdym zespole wykonującym tradycyjną muzykę kubańską znajdzie się miejsce dla trębacza. A ponieważ szybko opanowałem technikę gry, pojawiły się propozycje od lokalnych zespo- łów. Miałem kilkanaście lat, grałem rumbę, son, cza-czę.
Pierwszy raz przyjechał pan do Polski z grupą Irakere w 1978 r. Zrobiliście wtedy furorę na całym świecie.
Wcale nie wyglądało to tak różowo. Praktycznie cały czas byliśmy w trasie, co było męczące, ale w końcu przyniosło nam popularność. Nawiązaliśmy kontakty z różnymi muzykami, które później okazały się bardzo pomocne w solowej karierze każdego z członków Irakere.
Czy wasza popularność za granicą była mile widziana przez władze Kuby?
Oczywiście, przecież nasze trasy koncertowe...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta