Labirynty Krzysztofa Pendereckiego
Przez lata prowokował, drażnił i zachwycał. Dziś – nie tylko z racji wieku – jest szacownym klasykiem. Ale wciąż trudno znaleźć jedną drogę, by dotrzeć do sedna jego muzyki.
W latach 90. Krzysztof Penderecki otrzymał zamówienie od burmistrza Jerozolimy na utwór dla uczczenia trzech tysiącleci tego miasta. Pisał, jak zawsze, w pośpiechu. Pierwsze szkice powstały podczas tournée po Francji, dopracował je potem w Lusławicach. Kolejne partie rodziły się w Niemczech i Japonii, ostatnią nutę postawił w Lucernie i od razu partyturę zawiózł do wydawcy. W przeciwnym razie zaplanowane na początek stycznia 1997 roku prawykonanie utworu w Jerozolimie nie doszłoby do skutku.
Forma utworu, co także częste u Pendereckiego, rodziła się w czasie pisania. – Artysta tak naprawdę nie wie, jak powstaje jego dzieło – tłumaczy. – Owszem, ma koncepcję, może ją dokładnie opisać, ale kiedy przychodzi moment pracy, włącza się coś nie do końca zdefiniowanego, a istotnego. Wówczas łączniki, epizody stają się ważniejsze od głównych tematów, rozbijają formę od środka, cała koncepcja wali się i powstaje zupełnie inny utwór.
Tak narodziło się też „Siedem bram Jerozolimy” pomyślane początkowo jako oratorium, ostatecznie przez kompozytora nazwane VII symfonią. Nieprzypadkowo wybrał to dzieło na niedzielny koncert dokładnie w dzień swych 75. urodzin, bo dobrze oddaje ono wielowątkowy świat jego muzyki.
W kulturowym tyglu
Jestem hybrydą, mieszanką, ale podobno takie mieszanki są dobre – powiedział kiedyś o sobie. – Wychowywałem się na rozdrożu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta