Ciągle wracam do Kieślowskiego
Z Irene Jacob rozmawia Barbara Hollender
Rz: Dla wielu widzów ciągle jest pani „aktorką Kieślowskiego”. Nawet w czasie ostatniego festiwalu w Berlinie, gdzie promowała pani nowy film Theo Angelopoulosa, dziennikarze pytali panią o „Podwójne życie Weroniki” i „Czerwony”. Nie zaczyna to pani denerwować?
Nie! Spotkanie z Krzysztofem Kieślowskim było najpiękniejszą rzeczą, która mogła mi się wydarzyć. O pracy z nim marzyło wiele wytrawnych aktorek. A ja byłam debiutantką. Miałam niewielki dorobek, gdy Kieślowski zobaczył mnie w epizodzie, w filmie Louisa Malle’a „Do widzenia, chłopcy”, i zaprosił na próbne zdjęcia.
Pamięta pani pierwsze spotkanie z nim?
Oczywiście. Byłam wtedy w Ameryce. Żeby zgłosić się na przesłuchanie do „Podwójnego życia Weroniki”, zdecydowałam się na własny koszt przylecieć do Paryża. To była spontaniczna decyzja, bo kochałam „Dekalog”. Pamiętam jednak, że potem siedziałam w samolocie i gryzłam się: „Boże, jaka ze mnie idiotka, lecę przez ocean, a reżyser, jak zwykle, pogada ze mną dziesięć minut, asystent powie: odezwiemy się, po czym i tak nic z tego nie wyjdzie”. Ale szybko przestałam żałować. To nie były zwyczajne zdjęcia próbne. Kieślowski poświęcał aktorkom, które go interesowały, po kilka godzin. Rozmawialiśmy całe popołudnie. O wszystkim: o życiu, sztuce. Kazał mi grać jakieś sceny, dawał wskazówki. Już wtedy zrobił na mnie wielkie wrażenie. Pomyślałam, że...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta