Przeczekać poza eurolandem
W naszej zmasakrowanej przez poprawność polityczną debacie publicznej obowiązuje absolutny nakaz chwalenia euro za wszelką cenę i do upadłego – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Gdyby ktoś jeszcze pół roku temu – jak niedawno George Soros – zapowiedział w Polsce rozpad strefy euro, zostałby w mig uznany za reprezentanta ciemnogrodu, wstecznika najgorszego autoramentu albo wręcz za osobnika niespełna rozumu.
Ba, nie ma pewności, czy podobny los nie spotkałby takiego śmiałka (oczywiście, gdyby nie nazywał się George Soros) także dzisiaj. W końcu ta reguła politycznej poprawności wciąż chyba w naszym kraju nie została uchylona.
Towarzystwo zadłużonych
W każdym razie wciąż nie ma pewności, czy wolno już bez narażenia się na odruchowe sformułowanie pod swoim adresem zarzutu wszetecznego zacofania i szkodnictwa, zadać kluczowe pytanie: czy Polska na pewno powinna się spieszyć do eurolandu? Czy też – przeciwnie, bardziej się nam opłaca otwarcie zadeklarować, że poczekamy na rozwój wydarzeń w strefie wspólnej waluty. Co, rzecz jasna, w żadnym razie nie może oznaczać spowolnienia w uzdrawianiu finansów publicznych. A nawet wręcz przeciwnie.
Czyż nie tak właśnie postąpiliby teraz Niemcy, gdyby byli na naszym miejscu i mieli jeszcze taką sposobność? Orzeczenie Federalnego Trybunału Konstytucyjnego RFN w sprawie traktatu lizbońskiego dowodzące głębokiego szacunku Niemców dla własnej państwowości i jej atrybutów upewnia w przekonaniu, że tak właśnie by się stało.
Zresztą nawet w momencie zastępowania marki przez euro 60 proc....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta