Angela i jej Europa
Jeszcze troszkę pogrzebiemy w traktacie lizbońskim, bo wciąż nie spełnia on wszystkich oczekiwań pani kanclerz
Rytuał nie zmienia się od lat. Najpierw oburzenie, kilka ostrych słów na potrzeby kamer i mikrofonów, potem złagodzenie tonu, rejterada, wreszcie pokorne ugięcie karku przed żądaniami silniejszego.
Gdy Angela Merkel zaproponowała rewizję traktatu lizbońskiego, wielu europejskich polityków zareagowało na jej postulat alergicznie. Szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, jego zastępczyni, znana z niewyparzonego języka Viviane Reding, wreszcie weteran brukselskich korytarzy władzy Jean-Claude Juncker – wszyscy uznali pomysł pani kanclerz za zły, ryzykowny i niefortunny. Przecież Europa liże jeszcze rany po długim, mozolnym procesie przepychania traktatu przez narodowe parlamenty, nie wspominając o udręce podwójnego referendum w Irlandii. Po co zmieniać coś, co jeszcze nie zaczęło tak naprawdę działać?
„Ponowne otwieranie puszki Pandory byłoby ze wszech miar nieodpowiedzialne” – skomentowała Viviane Reding w jednym z wywiadów. „Państwa członkowskie nie chciałyby chyba raz jeszcze otwierać puszki Pandory” – wtórował jej Steven Vanackere, belgijski minister spraw zagranicznych. Pandora przez kilka dni brylowała w mediach, budząc grozę i przerażenie. Jak gdyby eurokraci chcieli raz jeszcze przypomnieć, kto jest odpowiedzialny za wszelkie nieszczęścia, jakie spadły w ostatnim czasie na Stary Kontynent: wiadomo, Grecy.
Kiedy wreszcie dojrzejecie?
A...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta