Pożegnanie z charyzmą
Ileż to razy debatowałem na temat tego, czy ktoś ma charyzmę. I, prawdę powiedziawszy, równiem głupi po tych rozmowach jak przed nimi. Bo choć z jednej strony łacno się zgodzić, że bez charyzmy w polityce ani rusz, to z drugiej iluż to polityków w mgnieniu oka potrafiło się przedzierzgnąć z niewiele znaczącego biurokraty w przyciągającego tłumy przywódcę.
Przykład pierwszy z brzegu – Leszek Miller. Nim stanął na czele lewicowej opozycji, jawił się jako typowy reprezentant komunistycznego betonu partyjnego, o dosyć kusej umysłowości i płaskim poczuciu humoru. Zdawał się to osobnik pod każdym względem ograniczony i nieatrakcyjny. A tu proszę bardzo. Nie dość, że pod jego przywództwem SLD najpierw dokonał pogromu AWS i wygrał wybory, to jeszcze Miller do dziś cieszy się opinią mędrca, a nadto charyzmatycznego lidera. I to nawet jeśli...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta