Smoleńsk pogrąża Polskę
Romantyzm smoleński służy jedynie do kreowania swojskiej narodowej mitologii. Ale politycy, którzy spróbują go użyć do mobilizacji narodu, nie uzyskają poparcia społecznego potrzebnego do przejęcia władzy – pisze publicysta
W jednym ze swoich felietonów w „Gościu Niedzielnym" Wojciech Wencel ciskał gromy na „neomesjanizm bez Smoleńska". To świadczy o tym, czym naprawdę jest nowy polski romantyzm polityczny, który dał o sobie znać po 10 kwietnia 2010 roku. Ma on chrześcijański charakter wyłącznie w wymiarze retoryki. W istocie bowiem to rodzaj świeckiej religii obywatelskiej. W jej ramach katastrofa smoleńska urasta do rangi centralnego wydarzenia w dziejach nie tylko Polski, ale i całego świata.
Dzisiejsi romantycy, którzy robią wokół siebie tyle hałasu, to tak naprawdę materialiści lub naturaliści, chociaż być może nie zdają sobie z tego sprawy. Ich nie interesuje transcendencja, lecz doczesność. Aby to uzasadnić, trzeba przywołać jedną z najważniejszych fraz ewangelicznych: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle" (Mt 10,28).
Smoleńscy romantycy przerazili się śmierci 96 pasażerów tupolewa, ale nie szkód, jakie poniosła dusza polska w rezultacie katastrofy. Diabła upatrują tu, na ziemi – w kierownictwie państwa rosyjskiego. Jak pewien znany dziennikarz, który na jednym spotkaniu oznajmił wprost, że szatana dostrzegł w uścisku Tuska z Putinem.
Katastrofa jako skandal
Dla smoleńskich romantyków śmierć...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta