Historia fatalnego zauroczenia
Mariusz Treliński mówi o tym, kim jest dla niego Manon Lescaut, bohaterka nowego spektaklu i dlaczego Giacomo Pucciniego uważa za geniusza
„Manon Lescaut" Pucciniego rozpoczyna się od tego, że tytułowa bohaterka jedzie do klasztoru. Będzie u pana klasztor?
Mariusz Treliński: W tej historii mamy do czynienia z nieustanną grą. Klasztor to jest z wielu bluffów Manon. Samo imię Manon zawiera w sobie zagadkę.
Ma – oznacza moja, non – to oczywiście nie. Manon jest tajemnicą. Jest niemożliwością, sprzecznością, prototypem femme fatale, postacią nierzeczywistą, fantazmatem powołanym do życia przez mężczyzn ku ich własnej zagładzie. Kluczowym pomysłem tej realizacji jest stwierdzenie, że Manon nie istnieje, że jej istnienie jest właśnie nie-możliwe. Mamy tu do czynienia ze złożoną siatką odbić i wyobrażeń, na temat kobiecości jako takiej. Chodzi o negocjacje z własnym pragnieniem.
To my dialogujemy z własną wyobraźnią.
Tak, dlatego nie ma co rozważać, czy Manon jest aniołem albo diabłem. Taka interpretacja nie miałaby dzisiaj sensu. Ona jest tym, co chce w niej dostrzec mężczyzna. Lustrem pragnień, lustrem perwersji. Narracja jest subiektywna. Nigdy nie pada odpowiedź, jak jest naprawdę. Prawdy nie ma. Są tylko kolejne maski. Odtwórczyni tytułowej roli Amanda Echalaz w kolejnych scenach pokaże sprzeczne, nieprzystające do siebie cechy postaci, tworząc postać prawie nierealną. Wielką inspiracją były dla mnie filmy Bunuela „Mroczny przedmiot pożądania" gdzie główną...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta