Uczelnia jak supermarket
Supermarket daje więcej praw niż uczelnia. Student musi zadowalać się tym, co zaserwuje mu szkoła wyższa, a znaczenie siły jego „konsumenckiego portfela" osłabia zasilanie z budżetu uczelni oraz wiążące uczelnię i studenta regulacje prawne – pisze prawnik
Polski student często nie widzi potrzeby posiadania wiedzy, jaką serwuje mu uczelnia, ale zmuszony do nabycia dyplomu startuje do biegu przez przeszkody zaliczeń, egzaminów i regulaminów. Chciałby posiąść konkretne umiejętności, lecz nie może wymóc na uczelni, aby go w nie wyposażyła.
Wyobraźmy sobie następujące zdarzenie. Supermarket. Klient właśnie odchodzi od kasy po zapłaceniu za wszystkie zakupy i zrealizowaniu pełnej listy swoich „konsumpcyjnych" potrzeb. Musi jeszcze tylko „dowieźć" koszyk do wyjścia. Jednak w połowie drogi przejście zastępują mu: zastępca kierownika supermarketu, szef działu mięsnego i jedna z kasjerek. Żądają, by „obronił listę zakupów", odpowiadając na pytania z zakresu asortymentu, jaki wybrał lub jaki był w promocji, z historii wybranego działu supermarketu oraz ze znajomości innych sieci handlowych. W razie porażki zakupy (za które już zapłacił) nie mogą być legalnie konsumowane, ale sklep nie zwraca już wydanych pieniędzy. Ponadto klient musi też zapłacić za procedurę „obrony".
Od oceny z „obrony" nie ma „pozasklepowego" odwołania, choć zawsze można zakupy zacząć od nowa albo próbować szczęścia w innym supermarkecie, może nawet w tańszym lub z miłą obsługą, a przede wszystkim bliżej domu. Oczywiście ryzykujemy wtedy, że ów tańszy sklep zostanie pozbawiony prawa sprzedaży, gdy będziemy szli z „nabiału" na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta