Tour de Lance: co dzień koniec świata
Doping | Jeśli kolarskie władze spróbują poszukać prawowitego króla Tour de France w latach 1999–2005, to prawda o tym sporcie zaboli jeszcze bardziej
Do opowieści o tym, jak upadek Armstronga oczyści kolarstwo i jak to świat wyścigów już nigdy nie będzie taki sam, lepiej się nie przywiązywać.
Końców świata kolarstwo miało już kilka: choćby wtedy, gdy Tom Simpson spadał z roweru w Tour de France 1967, gdy Paul Kimmage wydawał w 1990 swoją „Rough Ride", opowieść kolarza upodlonego przez kolarstwo, gdy w 1998 w samochodzie grupy Festina policja odkrywała całą aptekę i pół tablicy Mendelejewa, gdy w 2007 r. spadła zasłona z dopingowej mafii w grupie Telekom. Albo gdy pojedynczy kolarze demaskowali dopingowy system w ONCE, w Polti, w Gerolsteinerze. A potem szybko się okazywało, że życie nie znosi próżni. Życie oszusta – tym bardziej.
Nasz doping powszedni
Było lato 1999, trwało śledztwo w sprawie Festiny, zaczynał się Tour de France nazwany Tourem Odkupienia. A Lance Armstrong, człowiek, który się rakowi nie kłaniał, kazał masażystce przypudrować siniak na ramieniu po dopingowym zastrzyku i ruszył w drogę po pierwsze z siedmiu zwycięstw w Tourze, w stronę bogactwa, jednej z najwspanialszych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta