Komu pistolet
W kategorii ochrony osobistej należałoby wprowadzić rozróżnienie na prawo do posiadania broni i prawo do jej noszenia – pisze publicysta.
Niedawna strzelanina w Warszawie – prezes ogródków działkowych postrzelił swojego znajomego podczas kłótni o pielenie – powinna wywołać poważną dyskusję o zasadach dostępu do broni. Jest to bowiem kolejny dowód na to, że zasady przyznawania obywatelom pozwoleń na broń oraz kontroli tych już wydanych są patologiczne. I nie chodzi o to, aby były jeszcze ostrzejsze, jak chciałaby zapewne policja. Powinny być proste, a przede wszystkim przejrzyste i jednoznaczne, bo działający dzisiaj system to wciąż w ogromnej mierze przedłużenie peerelowskiej praktyki, zgodnie z którą broń mogli dostać tylko wybrani, słuszni obywatele.
Policyjna uznaniowość
Sprawa dostępu do broni palnej rzadko wywołuje w Polsce emocje. Większość opinii publicznej nie dostrzega jej ścisłego związku z zagadnieniem wolności obywatelskich. Na ogół każda próba podważenia obecnego stanu rzeczy jest kwitowana przez jego zwolenników skrajnie demagogicznym stwierdzeniem: „Nie można przecież rozdać broni wszystkim". To oczywista bzdura i nikt ze środowiska walczącego o zmianę przepisów (to m.in. Ruch Obywatelski Miłośników Broni czy ludzie skupieni wokół wielu klubów strzeleckich) tego nie postuluje. Fałszem jest też przedstawianie postulatów tych grup jako żądań liberalizacji przepisów, bo wśród propozycji są i takie, które system...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta