Dobre płozy panczenów warte złota
Mistrz olimpijski Zbigniew Bródka w wyścigu na 1500 m o magicznych płozach, taktyce biegu o złoto i problemach panczenistów nad Wisłą.
Rz: Droga do złota składała się z dwóch etapów. Pierwszy – własny wyścig. Za metą już był pan pewien medalu?
Zbigniew Bródka: Wierzyłem, że wynik starczy na podium, ale po mnie jechały trzy pary i wiedziałem, że może zdarzyć się wszystko, to przecież są igrzyska olimpijskie. Moim podstawowym zadaniem było wygrać z Shanim Davisem, ale na co wystarczy to zwycięstwo, miał pokazać czas. Fakt, wynik okazał się rewelacyjny. Wiedziałem, że przede mną jechali równie mocni Holendrzy i Danny Morrison, który osiągnął świetny rezultat. Ale ja byłem lepszy, więc wierzyłem w medal, jakiś medal.
Taktyka przewidywała zatem pośrednią pomoc Amerykanina?
Widziałem po prostu, że mój rywal jest w stanie dowieźć mnie do podium.
Losowanie par jest zatem bardzo ważne, tak mówił pan po wyścigu na 1000 m...
I nie każdy mi wierzył. Oczywiście, że jest. Jeśli ktoś...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta