Przyjechali tu ojce moich ojców
Można czuć się Polakiem, nigdy nie będąc w Polsce. W Kurytybie mamy nawet swoją piłkarską reprezentację.
Korespondencja z Kurytyby
„Serdeczna matko, opiekunko ludzi, niech cię płacz sierot do litości wzbudzi. Wygnańcy Ewy do ciebie wołamy, zlituj się, zlituj, niech się nie tułamy" – Antonio Carlos Alberti Kulik nie mówił całej prawdy przez telefon, kiedy zapewniał, że u niego w domu mówi się tylko po portugalsku.
Zapomniał o ojcu. Mario Stanislao ma 80 lat, pierwszy raz w Polsce był w latach 90. z chórem, który śpiewał kościelne pieśni. Bardzo mu się podobało, chociaż w Warszawie padał deszcz. Ale ludzie byli wspaniali, tacy rodzinni.
Antonio, syn Mariana
Mario Stanislao woli być Marianem Stanisławem, chociaż urodził się w Brazylii i nie wie nawet, w której części Polski mieszkali jego przodkowie. Zastanawia się, czy przypadkiem nie uciekali z terenów Niemiec albo Rosji. Rozkręca się powoli, bo nie wie, czy jego język jest zrozumiały, wstydzi się błędów.
– Pomieszały mi się zwroty. Ojce moich ojców przyjechali tu, jak mieli cztery lata. Po polsku czytam, mówię i śpiewam, chociaż nigdy nie kończyłem żadnej szkoły, nie chodziłem na kursy – tłumaczy.
Pan Marian nie grał w piłkę, bo miał inne rzeczy na głowie. Najpierw był rolnikiem, pomagał swoim rodzicom, później poduczył się budowlanki, stawiał domy. Teraz hoduje...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta