Po wielkim wybuchu
Polacy wybrali Andrzeja Dudę oraz Prawo i Sprawiedliwość, bo chcieli zmiany. Ale nie radykalnej, ponieważ cenią sobie stabilizację i przewidywalność – pisze analityk.
Zdobycie przez Prawo i Sprawiedliwość bezwzględnej większości można porównać do wielkiego wybuchu. Wymusi on wkrótce na wszystkich głównych siłach politycznych konieczność zredefiniowania swojej tożsamości.
Dokładnie rok temu wszystko, czym dzisiaj żyjemy, było jeszcze ukryte poza horyzontem, choć pierwsze informacje, które wówczas do nas zza niego docierały, pozwalały antycypować przyszłe zdarzenia. Tym, który jako jedyny wyczuł, że nadchodzi zupełnie nowe, był Jarosław Kaczyński. W styczniu 2015 r. w wywiadzie dla „Do Rzeczy" profetycznie zauważył: „mimo wszystkich mechanizmów, które moderują nastroje społeczne, takich jak wyciszenie niewygodnych dla władzy spraw albo wzrost płac w 2014 r., nagromadziło się wiele przesłanek negatywnych, że potrzeba zmian rośnie. Ona nie daje o sobie znać silnymi symptomami w badaniach".
Ale po kolei, na przełomie roku Polacy byli oburzeni na rządzącą klasę polityczną, która w ich opinii oderwała się od problemów zwykłych ludzi i nie potrafiła już nic godnego uwagi zaproponować. Rozglądano się za czymś nowym. Nie oznacza to, że Polacy stali się rzecznikami radykalnej zmiany – chcieli zmian w granicach tego, co znane, niezagrażające ich potrzebie stabilizacji i przewidywalności.
Słabość kandydata jego siłą
W wyborach prezydenckich młodość przede wszystkim reprezentował...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta