Wstydliwa prawda o wypadku
Zastępczy kierowca w limuzynie i znikający świadkowie. Co naprawdę wydarzyło się w Oświęcimiu?
W oficjalnej wersji wydarzeń na temat wypadku Beaty Szydło, jaką podają BOR, policja i MSWiA, jest pełno niejasności. Kraksę miał spowodować 21-latek jadący seicento, który chciał skręcić w lewo z głównej drogi, a nie zauważył kolumny – trzech aut BOR. W środkowym, pancernym audi A8 jechała premier Szydło do domu pod Brzeszczami. Kierowca limuzyny, by ominąć fiata, odbił w bok i uderzył w drzewo. Zdaniem szefa policji sprawca trzy godziny po zdarzeniu na komisariacie przyznał się do winy, „a trzech świadków potwierdziło, że słyszało sygnały dźwiękowe" rządowej kolumny.
Sprawa sygnału dźwiękowego jest kluczowa. Przepisy są jednoznaczne. – Jeśli były tylko koguty bez dźwięku, to nie jest to kolumna uprzywilejowana i obowiązują ją standardowe zasady ruchu drogowego. To oznacza, że BOR-owcy jadący z premier nie mieli prawa wyprzedzać skręcającego fiata, i to na podwójnej ciągłej. I wina jest ich, a nie chłopaka – twierdzi wysoko postawiony policjant.
Tymczasem policja nie ma twardego dowodu w kwestii dźwięku. Przesłuchani funkcjonariusze BOR (11 osób) zapewniają, że dźwięk włączono. Postronni świadkowie nie są już tego pewni. Do niedzieli przesłuchano sześć osób, które były w rejonie wypadku. Trzy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta