Śmierć przypłynęła na okrętach
W kwietniu 1917 r. do I wojny światowej przystąpiły Stany Zjednoczone. Nikt nie mógł przewidzieć, że ratując Stary Świat od Niemców, Amerykanie przywloką ze sobą równie straszliwą zarazę.
W poniedziałek, 11 marca 1918 r., do lekarza wojskowego w Forcie Riley w hrabstwie Haskell w stanie Kansas zgłosił się z objawami przypominającymi przeziębienie szeregowy Albert Gitchell, który na co dzień pracował jako kucharz w kantynie. Miał dreszcze, bóle i gorączkę sięgającą 39,5°C. Lekarz dyżurny stwierdził szorstko, że złe samopoczucie nie przeszkodzi Gitchellowi w wydawaniu chleba i kawy. Nie przeczuwał, że w płucach mężczyzny zaczęła „tykać" bomba zegarowa, która miała wkrótce zabić miliony ludzi.
W kilka godzin później do lekarza zgłosił się kapral Lee Drake, a po nim sierżant Adolf Hurby z identycznymi symptomami chorobowymi, sinymi twarzami, rozrywającym kaszlem i temperaturą sięgającą 40°C. Tego samego dnia po południu było już 107 chorych. Wkrótce Fort Riley zamienił się w prawdziwy lazaret. Na przełomie marca i kwietnia zanotowano 1127 przypadków grypy i stwierdzono 46 zgonów. Nikt z przedstawicieli federalnych służb epidemiologicznych ani władz wojskowych nie pochylił się nad zaistniałą sytuacją. Zbagatelizowano problem, uznając, że przyczyną zachorowań mogą być co najwyżej niekorzystne warunki obozowe.
Ulokowany wewnątrz Fortu Riley obóz treningowy Camp Funston o powierzchni 8100 ha był doskonałym miejscem do wybuchu epidemii. Na wiosnę 1918 roku w barakach stłoczono 26 tysięcy (choć niektóre źródła mówią o...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta