Każda zmiana w PPK może podkopać zaufanie do nich
Jeśli komuś przyjdzie do głowy, by coś majstrować przy PPK, sięgnąć po te pieniądze, będzie to przynajmniej na dekady koniec programów długoterminowego oszczędzania w Polsce – mówi Bartosz Marczuk, wiceprezes PFR.
Część komentatorów twierdzi, że efekty pierwszego ponownego autozapisu pracowników do PPK to porażka. Zgodzi się pan z taką oceną?
W mojej ocenie to nie jest porażka. Dzięki ponownemu autozapisowi udało nam się zwiększyć liczbę uczestników PPK o prawie 30 proc. Mamy dodatkowe 720 tys. uczestników w programie. A w sumie długoterminowo na czas emerytury oszczędza w nim już 3,3 mln osób. Dla każdego, kto przed 2019 r., przed startem PPK, starałby się zachęcić do takiego długoterminowego oszczędzania, taki wynik byłby marzeniem.
Ale sami spodziewaliście się 800 tys., może miliona nowych uczestników. Jest mniej.
No tak. Mogłoby być więcej, ale mówiliśmy też, że jeśli liczba uczestników tego programu przekroczy 3 mln, to już byłoby przyzwoicie, a 3,5 mln będzie wynikiem bardzo dobrym. Wyszło pośrodku, nie ma więc co narzekać. Warto przy tym szerzej spojrzeć na oszczędzanie długoterminowe z myślą o emeryturach. Widać wtedy, że łącznie w PPK i PPE, które też urosły dzięki PPK oraz IKE i IKZE, oszczędza dziś łącznie około 4,5 mln osób. A przed wdrożeniem PPK takich osób było około 1 mln, bo 300 tys. w PPE i po około 350 tys. aktywnych oszczędzających w IKE i IKZE. To jest tak naprawdę miara tego, jak wychodzi nam budowanie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta