Parada panów i niewolników
Szaleństwo w Rio de Janeiro zacznie się dopiero, gdy nasz karnawał będzie dobiegał końca. Na cztery dni ożyje afrykańska przeszłość Brazylii, a biedacy staną się królami
Prezydent Brazylii Getulio Vargas w latach 30. ubiegłego stulecia zapragnął, by karnawał stał się wizytówką Brazylii – tętniącego życiem wieloetnicznego raju. Centrum piękna i namiętności, uosabianych przez lśniące od potu i brokatu ciemnoskóre dziewczyny w fantastycznych kostiumach.
Ta wielka parada barwnych piór i krągłych pośladków kołyszących się w rytmie samby jest najwspanialszym spektaklem propagandowym w historii.
Bo choć karnawał jest zabawą, jest to zabawa bardzo poważna. W grę wchodzą wielkie marzenia i pragnienie wolności. Im większa bieda i rozpacz, tym większa chęć zapomnienia. Dlatego najlepsza zabawa nie odbywa się na skomercjalizowanym sambodromie, którego migawki oglądamy w telewizji. Naprawdę bawią się ubogie ulice i fawele.
Życie wokół karnawału
Na cztery dni wyznaczone zgodnie z katolickim kalendarzem od soboty do Popielca, w Brazylii ożyją duchy milionów afrykańskich niewolników. Bez ich cierpienia, wierzeń i tańców karnawału by nie było. Te dni nie są świętem brazylijskiej elity, ale tych 100 milionów, które żyją w biedzie, bez perspektyw, zapomniane, a raczej rozmyślnie ignorowane. Bo – jak wyraziła się pewna socjolog z Rio de Janeiro – w tym rasowym raju bat może nie jest widoczny, ale wciąż wyznacza podział na panów i niewolników.
Kiedy w poniedziałek o północy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta