Polska dusza i niemiecki kościec
Z Grzegorzem Jarzyną rozmawia Jacek Cieślak
Rz: Pana ojciec miał na imię Horst. Kiedy przed laty pytałem, co znaczy pana pseudonim Horst Leszczuk, wspominał pan tylko o zapożyczonym z Gombrowicza nazwisku. Miał pan kłopot, żeby mówić o niemieckim pochodzeniu taty?
Nie można o tym mówić, zapominając, że przed wojną Śląsk był podzielony. W Chorzowie miałem 500 metrów do przedwojennej polsko-niemieckiej granicy. Jeden przystanek tramwajem. Dlatego takie historie jak mojej rodziny na Śląsku zdarzały się często. Mój ojciec miał na imię Horst, ale nie lubił swojego imienia. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało Jarzina, bo rodzina przybyła na Śląsk z Austrii. Tata zmienił je na Jarzyna i zawsze używał imienia Józef.
Czy pseudonim Horst Leszczuk miał oznaczać polsko-niemieckie wychowanie?
Ojciec nie lubił niemieckiego imienia również dlatego, że rówieśnicy używali go, by mu dopiec. Ale dla mnie było ono synonimem fundamentu, czegoś stałego, na pewno wychowania, które odebrałem. Horst kojarzył mi się z ojcem i uosabiał pień drzewa rodzinnego, a Leszczuk był osobą dojrzewającą. Przypominał wzrastającą winorośl wijącą się wokół tego pnia. Bo przecież dojrzewałem, dopiero formowałem swoją osobowość. Trzeba podkreślić, że kultura polska i niemiecka są kompletnie różne, odbywa się między nimi heglowska walka, ciągle między nimi iskrzy.
Piotr Lachmann, urodzony w Gliwicach...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta