Fuzja bez efektu Frankensteina
Najlepsi pracownicy odchodzą do konkurencji, a rynkowa pozycja firmy słabnie. Taki może być skutek fuzji czy przejęcia, jeśli partnerzy zaniedbają komunikację wewnętrzną i zlekceważą różnice w swych kulturach organizacyjnych. Zamiast jednorodnej firmy może powstać zlepek źle dopasowanych kawałków
– Od ponad roku nie słyszałem od pracowników BPH dobrego słowa o fuzji ich banku z Pekao SA. Przeciwnie, przy każdej okazji wylewali swe żale – wspomina Paweł Trochimiuk, prezes agencji PR Partner of Promotion i szef Związku Firm Public Relations. I służbowo, i prywatnie od lat jest klientem BPH. A teraz i jako klient (sfrustrowany – jak zaznacza), i jako fachowiec od PR krytykuje politykę komunikacyjną towarzyszącą jednej z największych w Polsce i najdłużej przygotowywanych fuzji – Pekao SA z częścią BPH.
– Duży problem w komunikacji stanowiły ograniczenia prawne. Biorąc pod uwagę narzucone przez Skarb Państwa warunki, zrobiliśmy wszystko, co się dało – argumentuje Robert Moreń, rzecznik Pekao SA. Jak podkreśla, jednym z utrudnień – także dla komunikacji – był warunek postawiony przez Skarb Państwa, by przed połączeniem z Pekao SA Bank BPH podzielić i sprzedać jego mniejszą część innemu inwestorowi.
– To było bardzo skomplikowane zarówno pod względem organizacyjnym, jak i ludzkim –podkreśla Robert Moreń. Dodaje, że dopiero 30 listopada ubiegłego roku Bank Pekao SA uzyskał dostęp do bazy danych klientów i pracowników przejmowanej części BPH. Ponad rok upłynął od czasu uzgodnienia planu podziału banku do uzyskania wymaganych zezwoleń. Przez ten czas pracownicy BPH pracowali razem, wiedząc, że niedługo przejdą do konkurencyjnych firm. Podobnie było w siedmioosobowym zarządzie BPH (do Pekao...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta