Muzyczny show to jeszcze za mało
Nie widzę wśród gwiazd z najwyższej światowej półki bohaterów koncertu, który odwołałby się do powstańczych dziejów Warszawy. Terminarzami sław estrady rządzą dziś twarde prawa rynku, a nie historyczne sentymenty.
Zapewne jednak organizatorzy 65. rocznicy Powstania Warszawskiego nie zrezygnują ze swojego pomysłu. Niech zatem gwiazdą takiego plenerowego show, nieróżniącego się od wielu innych letnich wydarzeń, będzie artysta sławny, ale nieskażony nadmierną komercją.
Nie mam nic przeciwko temu, by za rok pojawiła się u nas na przykład Björk. Dodałbym jednak wydarzenie mniej widowiskowe, ale równie ważne. Powinniśmy wreszcie przypomnieć naszych kompozytorów, na których losach tragiczne piętno wywarło powstanie. To choćby poległy w sierpniu 1944 r. niezwykle utalentowany Roman Padlewski, a zwłaszcza późniejsi emigranci Roman Palester czy Andrzej Panufnik. Do tego koncertu należy pozyskać muzyczne sławy, a przygotować go powinien związany z Warszawą francuski dyrygent Marc Minkowski.