Kosz i dyplomacja
USA – Chiny 101:70. Każdy wyszedł z hali zadowolony. Amerykanie, bo wygrali. Chińczycy, bo nie przegrali aż tak wysoko, jak się obawiali. Kibice, bo zobaczyli NBA i George’a Busha
Do rzutu sędziowskiego stanęli Dwight Howard oraz Yi Jianlian i to była jedyna chwila, gdy w hali Wukesong znalazł się ktoś ważniejszy od Yao Minga. To środkowy Houston Rockets wyprowadzał drużynę na rozgrzewkę przy głośnym „Wow!” z trybun. Podnosił rękę i komputery drżały na pulpitach od huku. Gdy zdobywał pierwsze punkty rzutem za trzy, ludzie wstali z miejsc.
Yao ma prawie 28 lat, setki milionów dolarów na koncie i ponad miliard kibiców u stóp. Gazety nazywają go założycielem nowej dynastii Ming. Gdyby dziś rozpisano plebiscyt, czyj portret ma wisieć na placu Tiananmen, przewodniczący Mao pewnie musiałby mu ustąpić miejsca. Człowiekowi sukcesu w Ameryce, a jednocześnie chłopakowi stąd. I głównej postaci meczu, który miał oglądać miliard widzów.
Na trybunach usiedli prezydenci USA i Chin, chiński premier, a wokół nich wiele...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta