Dobre srebro
Szymon Kołecki znów wicemistrzem olimpijskim, ale tym razem zupełnie innym niż w Sydney: uśmiechniętym i zadowolonym. Polak wiedział, że Ilji Ilina nie pokona - pisze Paweł Wilkowicz z Pekinu
Kończył się już dzień polskich sukcesów w Pekinie, gdy na pomost w hali BUUA Gymnasium wyszło 94 kg pewności siebie w czerwonym stroju.
Oglądanie kolejnych prób Kołeckiego było przyjemnością. Każdym gestem dawał rywalom do zrozumienia, że jest mocniejszy od nich, choć miał wiele powodów, by się tego startu obawiać. Kontuzje, które przez ostatnie lata spychały go z dobrej drogi, to jedno, ale gdzieś w głowie musiały się też kołatać wspomnienia z poprzednich igrzysk: skręcona kostka w Sydney i srebro, które uznał za porażkę, Ateny oglądane w telewizji, bo zdrowie nie pozwoliło na więcej.
Do Pekinu jechał z kontuzją kolana, na treningach podnosił ciężary, o których sam opowiadał z ironicznym uśmiechem. Odsunął to wszystko na bok, gdy przyszło do walki o medale. Po rwaniu był piąty z wynikiem 179 kg, ale jego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta