Czego uczą nas klasycy
W nowożytnej koncepcji racji stanu nie widać wewnętrznej bariery chroniącej przed nadużyciami ze strony pozbawionych skrupułów naśladowców Cesarego Borgii - pisze Jarosław Gowin
W roku 1532, pięć lat po śmierci Niccolo Machiavellego, z prasy drukarskiej zeszło pierwsze wydanie „Księcia”. Zdaniem wielu to od tego momentu należy datować początek czasów nowożytnych. Cóż tak niezwykłego zawierała niewielka książeczka, że jej historyczną rangę stawia się w jednym szeregu z upadkiem Konstantynopola, odkryciem Ameryki czy teorią Kopernika?
Analizując działania władców swojej epoki, Machiavelli zostawia na boku antyczną (a odnowioną w średniowieczu) koncepcję polityki jako szlachetnej sztuki rozumnego rządzenia kierującego się ideą dobra wspólnego, sprawiedliwości i odwiecznego prawa naturalnego. Zamiast tych uświęconych tradycją pojęć, których szlachetną patyną politycy wszystkich czasów chętnie ozdabiali swe czyny – nawet jeżeli służyło to tylko usprawiedliwieniu zbrodni – autor „Księcia” za naczelną zasadę polityki uznaje interes panującego, utrzymanie władzy i potęgę państwa. Polityka nie krępują zasady powszechnej moralności. Najwyższą wartością nie jest dla niego zbawienie duszy czy troska o innych. Tym, czemu ma służyć, jest ragion di stato – racja stanu.
Państwo jako wartość najwyższa
Niewiele pojęć wywoływało w ciągu ostatnich kilkuset lat równie wielkie kontrowersje. Od drugiej połowy minionego stulecia stopniowo znika ono ze słownika, jakim posługują się politycy. Niesłusznie. Przemyślenie związanych z tym terminem zawiłości...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta