Jak pies z kotem w polityce
Kto pierwszy przyprowadził do Sejmu czworonoga? Czy prezes Jarosław Kaczyński miał kiedyś psa? Za czyimi zwierzakami uganiali się borowcy?
– Człowiek, który nie lubi psów, nie może zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych – twierdził prezydent Calvin Coolidge. I rzeczywiście, wszyscy główni lokatorzy Białego Domu mieli psy, nawet jeśli z natury, jak Ronald Reagan, byli kociarzami.
W Polsce politycy zazwyczaj nie chwalą się czworonożnymi pupilami, choć większość je ma. Drogę do kariery psom polityków otworzyła Saba Ludwika Dorna. „Ludwiku Dorn i Sabo, nie idźcie tą drogą” – tym zdaniem z ostatniej kampanii parlamentarnej Aleksander Kwaśniewski umieścił ją w annałach polityki.
Grzywacze i dogi
Gdy Dorn, wówczas marszałek Sejmu, zaczął przychodzić ze swoją sznaucerką do pracy, lokując ją w gabinecie, opozycja podniosła larum. I żeby występkowi nadać większy rozgłos, część posłów przyszła pewnego dnia do Sejmu z czworonogami. Opinia publiczna dowiedziała się, że posłanka SLD Izabela Jaruga-Nowacka jest właścicielką grzywaczy chińskich, a jej klubowa koleżanka Joanna Senyszyn lubi mastify.
Najbardziej malowniczo wyglądały jednak przechadzające się po sejmowych korytarzach dwa dogi posła PO Andrzeja Halickiego, którego żona zajmuje się hodowlą tej rasy. Haliccy z tego powodu zdecydowali się przenieść do domu pod Warszawą – gdy pewnego dnia poseł...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta