Wódko, pozwól grać
Przypadek trzech reprezentantów Polski, którzy we Lwowie nadużyli alkoholu, nie jest ani pierwszym, ani na pewno ostatnim. W naszym futbolu piłka i wódka zawsze chodziły w parze
Nie ma wdzięczniejszego tematu niż pijany tytan boiska. Chyba że mamroczący mąż stanu czy leżący w pokrzywach demon sceny i ekranu. Naturalnym zakończeniem każdego meczu od poziomu ludowych zespołów sportowych po trzecią, a może i drugą ligę jest zaproszenie piłkarza na obiadek. Przed szatnią czeka zawsze wianuszek kibiców, którymi zapełniają się restauracje i bary całej Polski. Różne Świerkowe, Pod Sosnami, Jubileuszowe, Stylowe, Popularne... Kiedy atmosfera robi się coraz przyjemniejsza, ktoś wpada na pomysł, żeby zaprosić „Zośkę z czołgowiska”, bo Zośka jest porządna dziewczyna i na pewno nie odmówi Jarkowi, który bramki strzelił dwie.
Jemy i pijemy za darmo
Piłkarz teoretycznie może nie przyjąć zaproszenia, ale rzadko to robi. Status idola nakłada na niego obowiązek bratania się z kibicami. Nikt nie lubi, kiedy mówi się o nim na trybunach – może i dobrze gra, ale to cham, bo nie chciał się z nami napić. Poza tym to przecież przyjemna sytuacja. Umiejętność gry łączy się z popularnością, co z kolei przynosi wymierne korzyści – jemy i pijemy za darmo. I bywa, że zawodnik się uzależnia.
Kiedy mimo takiego wyniszczającego trybu życia udaje mu się awansować, w lepszych klubach i większych miastach spotyka się z podobnymi dowodami sympatii kibiców, tyle że w bardziej wyrafinowanych formach. Restauracje powiatowej kategorii zastępują lokale modne,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta