Afganistan, czyli koniec NATO
Jaki właściwie jest cel operacji w Afganistanie? Nie chodzi przecież o usunięcie krwawego dyktatora, ani też o zastąpienie rządów talibów demokracją parlamentarną – rozważa amerykanista
Nie jestem pacyfistą i z całym przekonaniem uważałem, że udział Polski w interwencji w Iraku był uzasadniony. Decyzja o nim została podjęta na podstawie dostępnych wówczas informacji, a cel usunięcia krwawego dyktatora był niewątpliwie słuszny sam w sobie.
Po latach trudności i niepowodzeń operacja iracka jest obecnie bliska skutecznego zakończenia i można jedynie żałować, że nie uczestniczymy w jej najbardziej pozytywnym etapie: Amerykanie nazywają takie postępowanie wyrwaniem klęski z paszczy zwycięstwa.
Koniec jazdy na gapę
Niestety, nie sposób w równie kategorycznej formie poprzeć naszego udziału w wojnie afgańskiej. Jej cele są mętne, a przebieg sprawia, że ubywa analityków przekonanych, że zwycięski koniec jest możliwy. Analityków – gdyż politycy europejscy nadal reprezentują niezachwianą wiarę w sprawczą moc słowa.
Na zeszłotygodniowej konferencji NATO w Warszawie minister obrony Bohdan Klich przekonywał, że zwycięstwo w Afganistanie jest koniecznością, a sekretarz generalny sojuszu Jaap de Hoop Scheffer powtarzał formułę, że „porażka nie wchodzi w rachubę”.
Problem w tym, że nawet amerykańscy autorzy tego sformułowania nie przejawiają już takiej pewności siebie, a niedopuszczanie myśli o zakończeniu innym od spodziewanego sprawia, że jesteśmy zupełnie nieprzygotowani na taką ewentualność.
Podstawowe pytanie brzmi, jaki właściwie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta