Per favore, coś na gorąco
Z Jerzym Gruzą rozmawia Jacek Cieślak
Rz: Czasy były nieciekawe, koniec gomułkowszczyzny, a pan zrobił „Wojnę domową”.
Jerzy Gruza: Wzięła się z tego, czego Gomułka nie lubił – z „Przekroju”, jedynego kosmopolitycznego pisma w ówczesnej Polsce, naszego okienka na świat. Pisała tam felietony Maria Zientarowa, osoba niezwykle otwarta na świat i ludzi. Kiedy mieliśmy stworzyć pierwszy serial, naturalnym odruchem było sięgnięcie po niezwykle popularne postaci, które stworzyła. Wystarczyło rzecz rozwinąć.
Kiedy dziś w serialach mówi się o problemach wychowawczych albo obyczajowych, jest to dosłowne albo kontrowersyjne. „Wojna domowa” pokazała, że o ważnych sprawach można opowiadać lekko, ironicznie.
To proste. Żeby wykonać dzieło sztuki, trzeba zaangażować artystów. Żeby zrobić coś lekkiego – warto sięgnąć po twórców, którzy mają poczucie humoru. „Wojna domowa” wnosiła do naszej rzeczywistości delikatny absurd, surrealizm i luz, które nie były mile widziane. Decyzję o produkcji wydał w telewizji traktowany marginalnie dział dziecięco-młodzieżowy, tymczasem okazało się, że odbiór jest zaskakująco szeroki. Krytyka sugerowała, że powinniśmy się wzorować na Czechach. Kręcić socjalistycznie, dosłownie, rodzajowo – przy zlewozmywaku. Telenowelowo jak teraz. W 1968 roku „Walka Młodych” pisała, że „Wojna domowa” wyprowadziła uczącą się młodzież na ulicę. Serial zniknął, kiedy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta