Barack Napieralski
Wyborczy rezultat Grzegorza Napieralskiego pokazuje, że w polskim społeczeństwie pojawiła się nowa jakość – pokolenie wyborców, które dość ma politycznych sporów, afer, oskarżeń i haków – pisze publicysta
W Ameryce są dwa sposoby na wygrywanie wyborów prezydenckich. Kampanię kierujemy na żelazny elektorat w nadziei, że poprze naszego kandydata raz jeszcze, bądź poszerzamy bazę wyborczą, kiedy nasz elektorat się kurczy poza margines zwycięstwa. W Polsce, w ciągu ostatnich lat, żelazny elektorat PO się rozrósł i dziś jego liczba jest taka sama jak żelaznego elektoratu PiS. Stało się to m.in. w wyniku rozczarowania części konserwatywnych wyborców rządami klanu Kaczyńskich. Stąd wyborczy dylemat. Jak powiedział niedawno Zbigniew Hołdys w telewizji: „Jednego kandydata nie popieram, a drugiego nie popieram, bo boję się monowładzy”.
Wydaje się, że z tego dylematu, charakterystycznego dla sporej części polskiego społeczeństwa, wnioski wyciągnął jedynie sztab wyborczy Grzegorza Napieralskiego. Kandydat SLD znalazł dla siebie szansę zawłaszczenia tych wyborców, którzy stojąc przed urnami, drapali się po głowach.
Podobny mechanizm doprowadził do fenomenu Obamy na amerykańskiej scenie politycznej i po krótkim czasie zaowocował jego prezydenturą. Oto przed wyborami prezydenckimi w 2008 roku część wyborców republikanów gotowa była do dezercji. Klan Bushów rozczarowywał rządami, Partia Republikańska stetryczała, od lat wysuwając w prawyborach te same twarze...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta