Zdjęcie poruszone jak ziemia
Z fotografikiem Erazmem Ciołkiem rozmawia Monika Kuc
Rz: Jak znalazł się pan w stoczni, gdy wybuchł strajk sierpniowy?
Erazm Ciołek: Nikt mnie nie wysyłał i niczego nie zlecał. To była moja spontaniczna decyzja, żeby wziąć sprzęt fotograficzny i pojechać do Gdańska. Namówiłem jeszcze kolegę Stefana Starczewskiego, późniejszego wiceministra kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, żeby mi towarzyszył. Wsiedliśmy w mój samochód i pojechaliśmy, tydzień przed zakończeniem strajku.
Nie było blokad na drodze?
Po drodze zastanawialiśmy się, czy uda się nam bez przeszkód dotrzeć do celu: może lepiej byłoby jechać nie z Warszawy, a raczej od strony Szczecina albo Mazur… A najlepiej pewnie od strony morza... Ale wbrew obawom na pustej szosie z Warszawy nic się szczególnego nie działo. Przed Gdańskiem zatrzymał nas wprawdzie patrol. Milicjant był jednak mało zorientowany. Spojrzał w mój dowód ze zwykłą pieczątką naczelnika dzielnicy w Warszawie, w której jestem zameldowany, i uznał, że muszę być jakimś ważnym stołecznym urzędnikiem, bo zasalutował i puścił nas dalej.
Przekroczenie bramy stoczni było bardziej skomplikowane?
Mieliśmy glejt polecający od Jacka Kuronia...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta