Lizbona to nie Jałta
Część Polaków jest od pokoleń emocjonalnie zaczadzona. Już Mickiewicz nad Sekwaną przykładał ucho do paryskiego bruku i słyszał tętent nadciągających Kozaków – pisze publicysta
Tekst Piotra Semki o lizbońskim szczycie NATO jest interesujący, ale niektóre jego tezy wzbudzają mój sprzeciw. Mój sprzeciw budzi też konstrukcja intelektualno-emocjonalna, która za artykułem tym stoi.
Sukces bez cudzysłowu
Semka odnotowuje, że wbrew obawom szczyt potwierdził wagę fundamentalnej zasady paktu, jakim jest wspólna obrona jego zaatakowanych członków. Przypomina jednak zaraz głosy mówiące, że słynny natowski punkt 5 traktatu nie wymusza automatycznej reakcji militarnej na atak na któreś z państw członkowskich. Postulujące więc wzmocnienie tego zapisu.
Głosy te są słuszne, z każdego, a zwłaszcza polskiego, punktu widzenia. Tylko… wzmocnienia punktu 5 nie było na agendzie lizbońskiej. Przed szczytem liczne były natomiast głosy mówiące, że może zapaść decyzja o unieważnieniu punktu 5. W tej sytuacji można wyrażać żal, że art. 5 nie został wzmocniony. Ale podkreślenie jego mocy przez szczyt jest jednak sukcesem. Może umiarkowanym, ale bez cudzysłowu.
Semka zauważa, że przed szczytem rządzący (prezydent Komorowski) mówili, iż zależy nam na „zagwarantowaniu aktualizacji planów ewentualnościowych” (w wypadku Polski chodzi o szczegółowe projekty wojskowej pomocy na wypadek zagrożenia ze strony Moskwy). Konstatuje, że „w dokumentach końcowych szczytu nie ma o tym mowy. Na ile są więc one traktowane...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta