Krach wielkich nadziei
Przez kilka godzin Egipcjanie żyli w przekonaniu, że Hosni Mubarak poda się do dymisji. Wieczorem usłyszeli, że nie
Nie ulegnę zagranicznym naciskom – powiedział Mubarak w telewizyjnym przemówieniu, na które czekał cały Egipt i pół świata. Nie wspomniał o tym, że zamierza wcześniej odejść ze stanowiska. Część władzy przekazał wiceprezydentowi Omarowi Sulejmanowi. I choć egipski ambasador w USA Sameh Shoukry przekonywał w CNN, że Sulejman jest de facto prezydentem, to wczoraj nie było jasne, jakie uprawnienia otrzymał.
Wielki kilkusettysięczny tłum na placu Tahrir w centrum stolicy zareagował na słowa prezydenta oburzeniem. „Jaskot, jaskot!” („Sczeźnij, sczeźnij!”) – krzyczały tysiące ludzi. Potem demonstranci grozili, że nie opuszczą placu, póki Mubarak nie odejdzie ze stanowiska. Nad ich głowami łopotały egipskie flagi, wielu miało na głowach trójkolorowe opaski, nawet jedna z kobiet cała w czerni, włącznie z nikabem na twarzy.
Kilka godzin wcześniej, późnym popołudniem, krajem wstrząsnęły dwie informacje. Wybrany kilka dni temu sekretarz generalny rządzącej Partii Narodowo-Demokratycznej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta