Sianie na ugorze
Czynienie ze „spotkań na szczycie” pierwszoplanowych wydarzeń jest charakterystyczne z jednej strony dla zaścianka, z drugiej zaś dla państw, w których wydarzenia medialne zastępują poważne projekty polityczne – przed wizytą Baracka Obamy w Polsce pisze amerykanista
Powszechnie wiadomo, jak brzmi recepta na angielski trawnik, któremu nie straszni są żadni spacerowicze: należy go regularnie podlewać i przycinać, najlepiej przez wiele pokoleń. Wiadomo też, do czego doprowadził eksperyment na jednym ze stadionów przewidzianych na Euro 2012. Położona w pośpiechu na nieprzygotowanym podłożu murawa ledwo wytrzymuje jeden mecz i trzeba ją nieustannie wymieniać znacznym nakładem kosztów i pracy.
Jest to, niestety, dobra metafora stosunków polsko-amerykańskich. Zamiast stworzyć długofalowy program osiągania ważnych dla Polski celów, a potem konsekwentnie go realizować, działamy w trybie pożaru, czyli kolejnej „wizyty na najwyższym szczeblu". W dojrzałych demokracjach spotkania takie traktuje się jako jeden z elementów relacji dwustronnych, realizowanych w sposób ciągły. Czynienie z nich pierwszoplanowych wydarzeń jest natomiast charakterystyczne z jednej strony dla zaścianka, z drugiej zaś dla państw, w których wydarzenia medialne zastępują poważne projekty polityczne. Przykre, że w tym gronie znajduje się i współczesna Polska.
Zadanie na pokolenia
W czasach PRL istotny był sam fakt odbycia wizyt przez kolejnych prezydentów amerykańskich, od Richarda Nixona po Jimmy'ego Cartera. Z jednej strony legitymizowały one rządy komunistyczne, z drugiej stanowiły okazję dla Polaków, by...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta